LILIAN
1
2
UR. 15 I 1800 ROKU W VERTON - PIERWORODNY SYN HRABIEGO DE FALERNI - BYŁY ASESOR, OD NIEDAWNA SĘDZIA II INSTANCJI SĄDU OKRĘGOWEGO W STOLICY - SPADKOBIERCA WINNICY VINEA FALERNUM
assidue addiscens...
Gdy bóle głowy uprzykrzają mu codzienność, w płonnej nadziei na umorzenie bólu, który nie pozwala mu skupić się na własych myślach, masuje palcami skronie i stara się wyzbyć się tego dezorientującego wrażenia, że na widok kolejnej lampki wina zrobi mu się niedobrze.
Wicehrabia Theseus wstał wcześnie rano, jak co dzień. Na dobry początek dnia – choć w jego przypadku ciężko o nazwanie jakiegokolwiek dnia dobrym – wypił kawę, którą dokładnie o godzinie piątej dwadzieścia dziewięć, czyli z minutowym wyprzedzeniem niż by sobie tego życzył, prosto pod nos (wyjątkowo jeszcze nie wściubiony w papiery, a to nie mogło nic dobrego oznaczać) podsunęła mu pokojówka. Kawę czarną, niemalże tak samo gorzką jak jego spojrzenie, którym na pierwszej rozprawie, punkt siódma trzydzieści trzy, z ukosa obdarzył przybyłego na salę oskarżonego. Bo spóźnił się na swój proces dokładnie trzy minuty i sekund czterdzieści dwie, bo otrzymawszy później niepozorne pytanie czy pija dużo wina, odparł bezwstydnie, że winem pogardza, zaś lubuje się w gorzale i ba!, dalej tak pociągnięty za język przyznał butnie, że gdy go najdzie osokoma, to pochłania litry bez liku, a te perły hrabinie to ukradł właśnie po kilku, no, może kilkunastu głębszych. „Ale! Co mi tam za głupie perełki zrobio, rynke utno?” spytał zaraz głupkowato. Wysoki Sąd uniósł ciemną brew, przymknął ociężale i pomasował się po skroni. „Nil melius est quam cum ratione tacere” odpowiedział krótko, układając ustaw w krzywym, nieprzyjemnym uśmiechu.
Wicehrabia Theseus wstał wcześnie rano, jak co dzień. Na dobry początek dnia – choć w jego przypadku ciężko o nazwanie jakiegokolwiek dnia dobrym – wypił kawę, którą dokładnie o godzinie piątej dwadzieścia dziewięć, czyli z minutowym wyprzedzeniem niż by sobie tego życzył, prosto pod nos (wyjątkowo jeszcze nie wściubiony w papiery, a to nie mogło nic dobrego oznaczać) podsunęła mu pokojówka. Kawę czarną, niemalże tak samo gorzką jak jego spojrzenie, którym na pierwszej rozprawie, punkt siódma trzydzieści trzy, z ukosa obdarzył przybyłego na salę oskarżonego. Bo spóźnił się na swój proces dokładnie trzy minuty i sekund czterdzieści dwie, bo otrzymawszy później niepozorne pytanie czy pija dużo wina, odparł bezwstydnie, że winem pogardza, zaś lubuje się w gorzale i ba!, dalej tak pociągnięty za język przyznał butnie, że gdy go najdzie osokoma, to pochłania litry bez liku, a te perły hrabinie to ukradł właśnie po kilku, no, może kilkunastu głębszych. „Ale! Co mi tam za głupie perełki zrobio, rynke utno?” spytał zaraz głupkowato. Wysoki Sąd uniósł ciemną brew, przymknął ociężale i pomasował się po skroni. „Nil melius est quam cum ratione tacere” odpowiedział krótko, układając ustaw w krzywym, nieprzyjemnym uśmiechu.
...ad senium venio
W tytule Witold Gombrowicz i Ferdydurke. Autorem artu jest @ttenri_art, zaś ptaszki i winogrona w tle pochodzą od kotkoa. Karta stara jak świat, odremontowana tylko wizualnie – za tekst przepraszam, teksty KP to zdecydowanie moja słaba strona. Tezeusz jest nudny, drętwy jak kołek i tak, i owszem, taki wilk straszny jak go malują. Gwarantujemy, że uprzykrzy życie i wam, i waszym postacim. Mistrza gry zdecydowanie zapraszamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz