.
Napis
królewska tablica ogłoszeń
21.09.1832 r. – Verton
RADA DWUNASTU OGŁASZA ZWIĘKSZENIE PODATKÓW
Od przyszłego miesiąca wzrośnie podatek uiszczany przez mieszkańców królestwa: dla mieszkańców Verton będzie wynosił on osiem złotych koron miesięcznie (właściciele kamienic i lokali usługowych) lub dziewięć srebrników miesięcznie (mieszkańcy uboższych dzielnic miasta). Dla mieszkańców Białego Portu będzie wynosił jedenaście złotych koron miesięcznie (właściciele kamienic i lokali usługowych) lub trzy korony miesięcznie (mieszkańcy uboższych dzielnic miasta). Właściciele ziemscy będą opłacać podatek w wysokości trzynastu złotych koron miesięcznie.

21.09.1832 r. – Verton
TAJEMNICZE SYMBOLE NA MURACH W VERTON
W ostatnim tygodniu mieszkańcy stolicy zauważyli dziwne symbole pojawiające się na murach w różnych miejscach w Verton. Symbole malowane są białą farbą, a znaczenie symboli pozostaje nieznane. Wśród mieszkańców miasta krążą plotki o powstającej sekcie Starych Bogów. Niepokój podsyca fakt, że w ostatnim czasie zaginęło dwóch prominentnych mieszkańców Verton.

21.09.1832 r. – Verton
DORCATH DEATHSCAR NADAL NA WOLNOŚCI
Morderca i nekromanta, Dorcath Deathscar wciąż pozostaje nieuchwytny. Rysopis poszukiwanego: mroczny elf o długich, białych włosach, czerwonych oczach i średnim wzroście. Cechą charakterystyczną jest przycięte prawe ucho. Wszystkich mieszkańców Verton i Białego Portu prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności, a także poinformowanie Straży Miejskiej o wszelkich podejrzeniach, gdzie zbieg może przebywać. Nagroda za wskazanie miejsca pobytu Deathscara: 300 złotych koron. Dostarczenie zbiega Straży Miejskiej: 800 złotych koron.
zamknij

Za wilczym śladem podążę w zamieć

niedziela, 13 sierpnia 2023

Raven
.
wydziedziczony przez czystokrwisty ród likantropów
.
wyrzutek i włóczęga
.
26 lat
.
traper

Wyrzekł się nazwiska Vesper z dniem, w którym opuścił rodzinną posiadłość. Od tamtej pory nieustannie zmienia miejsce pobytu, nigdzie nie zagrzewając czasu na dłużej. Podróżuje głównie pieszo, unikając popularnych, często uczęszczanych traktów. Trzyma się z daleka od problemów, na tyle, na ile to możliwe w tych czasach. Ceni sobie spokój, więc nie szuka zwady. Do ludzkich sadyb zbliża się przede wszystkim po to, żeby dobić targu i sprzedać futra. Żyje skromnie, nie odczuwając potrzeby zaznania wygód ani luksusu. Potrafi zbudować szałas, rozpalić ognisko, rozstawiać pułapki, tropić zwierzynę i łowić ryby w strumieniu. Miewa problem z utrzymaniem nerwów na wodzy: bywa uszczypliwy i nieprzyjemny, zupełnie jakby w ten sposób chciał odstraszyć od siebie innych. Szczególnie łatwo się denerwuje, gdy ktoś przekracza jego granice. Przemienia się w czarną, włochatą, przypominającą wilka bestię głównie wtedy, kiedy czuje się zagrożony. Jego umiejętności walki wręcz nie są najlepsze.
Jako człowiek wygląda na średniego wzrostu młodzieńca o szarych oczach i potarganych, przydługich włosach w równie nijakim kolorze. Wbrew panującemu o wilkołakach przekonaniu, nie jest szczególnie umięśniony, raczej szczupły. Ma brata bliźniaka, z którym niekiedy bywa mylony.


kontakt: moralne.dno@gmail.com
Nie korzystam z Mistrza Gry w swojej rozgrywce.

9 komentarzy:

  1. [W końcu się pojawił, nawet nie wiesz, jak zacieszam! Mam ochotę pogonić i pogryźć jego rodzinkę po kostkach, tak wydziedziczać i wywalać mojego ulubieńca z domu rodzinnego, no, to przecież się nie godzi! W każdym razie, naprawdę uroczy futrzak. Jeżeli da się pogłaskać, to serdecznie zapraszamy do nas, do obecnej albo do przyszłej jakiejś mojej postaci. Zostaje mi życzyć najwspanialszych historii, samych miłych powiązań i przyjemnego stukania w klawiaturę!]

    Bastian Niemój

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przepraszam, że tyle mi zajęło napisanie tego zaczęcia i musiałeś czekać, ale pogoda ostatnimi czasy daje mi się we znaki (jak zresztą chyba nam wszystkim), musiałam zrobić trochę grzebania w temacie średniowiecznych środków nasennych (i tak skończyło się na maku), a na dodatek uparłam się na ten wstęp do wstępu do rozpoczęcia, także trochę się ono rozrosło (ale babka wymagała właściwego przedstawienia). Mam nadzieję, że nie wcisnęłam w to za dużo ekspozycji. A skoro już tutaj jestem i zajmuję tyle miejsca w komentarzach – ze spóźnieniem ale za to serdecznie witamy pana wilka! A przynajmniej ja, bo serdeczność chyba nie leżała blisko planów Izarna… przynajmniej na razie. Pewnie rzeczywiście będzie się musiał wkupić w łaski tym gryzakiem.]

    Stara Torunn miała oczy barwy pochmurnego nieba. I choć z latami wzrok jej stawał się mniej wyraźny, przemglony jakby, spojrzenie wciąż było tak samo ostre, przeszywające człowieka aż do kości. Omiatała nim wieś, jej przysiółki i zagrody, szukając choroby i nieporządku. Przemierzała wiejskie drogi na chwiejnych nogach, wsparta różdżką rzeźbioną w mityczne gadziny, a chłopi kłaniali się jej z szacunkiem, angażowali w rozmowy o życiu i wszystkim co do niego przyległe – radości świąt, dobrej i złej pogodzie, chorobach męczących ich stada i bezpłodnej ziemi, z roku na rok coraz słabszej. Towarzyszyła miejscowym w narodzinach i śmierci, w pracy i obrzędach. Była jak część rodziny, choć Izarn nie słyszał, by w okolicy żył ktoś z jej krwi. Nazywali ją Widzącą.
    Barierę jego nieufności przemogły tygodnie włóczęgi i paskudna rana cięta na boku.
    Śledziła go od jakiegoś czasu, nieznajomego w jej dziedzinie, wędrowca o ukrytych zamiarach i pochodzeniu. Mówili, że to Jaufres powstał z grobu i upomina się o ziemię, którą zostawił piękną i urodzajną, a odnalazł przeoraną zbójeckimi rajdami i jałową. Nie dawała im wiary, jak wyjaśniła rycerzowi, opatrując szarpaną tępym ostrzem tkankę, czyszcząc i zabezpieczając ruchem wprawnym choć wyraźnie pozbawionym dawnej elastyczności. Zmarli może i chodzą wśród nas, ale nie słyszałam jeszcze, żeby komuś ucięta noga odrosła. Zresztą wolę zadawać się z żywymi., dodała na koniec, jak puentę dla całej historii. Izarn słuchał milczący, pozwalając jej snuć opowieść o zapomnianej przez wszystkich małej krainie z północnego pogranicza. I ogarnęła go wtedy dziwna melancholia, jakby jej ochrypły głos zawierał w sobie jakiś rodzaj magii. Nie rozumiał jeszcze, że gdzieś głęboko obudziło się w nim poczucie winy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieczór zaległ mgłą, gęstniejącą, rozpływającą się po okolicy. Złote światło zachodzącego słońca sięgało jeszcze wierzchołków wysokich drzew na granicy lasu. W powietrze wstąpiła wilgoć, wytrącona woda osiadała na bujnej letniej roślinności rosą, a wraz z nimi przyszło i chłodne powietrze, powoli wdzierające się w upał minionego dnia. W Lisim Polu ustawał gwar ludzi wracających od roboty i zganiających zwierzęta do zagród. Rycerz nadjechał od leśnych wąwozów, minął stary młyn, bystry przerywający pagórki strumień i kamienne fundamenty dawnych zabudowań. Gdzieś między rozkrzaczonymi tarniami wciąż można było dostrzec spopielone deski. Czasem rozmowy ujawniały fragmenty z historii tych zniszczeń. Prościej byłoby wykorzystać gadatliwość, zadać bezpośrednie pytanie. Nie pozbył się jednak nadal wrażenia, że być może nie przystoi mu, obcemu, zjawie z wrzosowisk wchodzić ze swoją ciekawością w cudze sprawy. Szczególnie gdyby przyszło mu potem żałować znajomości odpowiedzi.
      Chata Torunn stała na skraju wsi, gdzie miejsce domostw i płotów zajmowały pola i rozległe pastwiska. Na wpół wkopana w zbocze pagórka, częściowo porośnięta trawą i mchem, zdawała się bardziej częścią ziemi i jej wytworem niż dziełem ludzkich rąk. Zszedł po prowadzących do drzwi schodach. Ponad niskim nadprożem zawieszony był rzeźbiony z lipowego drewna smok. Figura wiła się zakrętami łuskowatego gadziego ciała aż po szczyt dachu, gdzie jej ogon wychodził ponad kalenicę. Przypominał rycerzowi o motywie feniksa, na który natknął się podczas swoich wielu wypraw w ruiny starych sanktuariów na Tentyrze. Nie poznał jednak kultury miejscowych na tyle, by przyniosła mu zrozumienie, czy i na północy takie przedstawienia miały zapewniać ochronę, czy też nosiły ze sobą zupełnie odmienne znaczenie.
      Drzwi zostawiono uchylone, wpuszczając do środka chłodne wieczorne powietrze.
      — Wyglądasz jak siedem nieszczęść. — Kobieta rzuciła mu przelotne spojrzenie, gdy przekroczył wysoki próg. Skupiona była na wiszących ponad centralnym paleniskiem naczyniach – kotle, rondlach, garnkach różnych rozmiarów. Mieszając bulgoczący wywar jedną ręką, dała mu znak drugą, by usiadł na ławie po przeciwnej stronie długiego pomieszczenia. Ściany zagrzebane do połowy w ziemi obłożone zostały poziomymi deskami przytrzymywanymi dodatkowo przez rozłożone w równych odstępach dębowe słupy. U szczytu dachu obok dymnika znalazło się miejsce dla warkoczy z ziół przeznaczonych do wysuszenia. Ich zapach zawisł nad izbą. — Kiedy ostatnio przespałeś całą noc? Mówiłam, że w końcu będziesz potrzebował czegoś mocniejszego. — Nie oczekując nawet na jego odpowiedź, uchyliła wieko jednego z garnków i wrzuciwszy do niego kilka skruszonych gałązek, zamieszała wodnistą zupę drewnianą łyżką. — Nadal jesteś pewny, że nie chcesz opowiedzieć mi swoich snów?

      Usuń
    2. Pytanie powracało w każdej ich rozmowie. Nie sądził, by dzielenie się treścią sennych majaczeń mogło mu pomóc. Doskonale rozumiał wiarę, która kazała sądzić, że noc przynosiła ze sobą proroctwa i odpowiedzi. Nasłuchał się w końcu i naczytał opowieści o bohaterach i ich wielkim przeznaczeniu. Nie wiedział jednak, jak ktoś mógłby zrozumieć wizje, które dla niego samego stanowiły splątaną mieszaninę pozbawionych sensu obrazów. W pewnym sensie uznał to za błogosławieństwo – ostatnie czego potrzebował to koszmary zaprzątające mu myśli także za dnia. Zamknięte w ramach z wieczora i poranka łatwiej pozwalały o sobie zapomnieć.
      — Nie — odpowiedział, nie pozostawiając miejsca dla dalszej dyskusji. — I nie chcę odurzać się makiem.
      Nie zajęło jej długo poznanie jego dolegliwości. Wełniana tunika mogła dobrze zakrywać ciemne znaki na śniadej skórze przedramienia, tułaczka tłumaczyła ciągłe zmęczenie, ale były i ślady, których nie potrafił zacierać. Staruszka wiedziała natomiast więcej niż dawała po sobie poznać. Zastanawiało go, jaki interes miała w utrzymywaniu Naznaczonego w okolicy wioski, bo wątpił, by jego pomoc wynagradzała zagrożenie, które stanowił dla otoczenia. Skoro jednak nie zamierzał wyruszać w dalszą podróż i pozbywać się poczucia, że może być komuś zdatny jeśli nie jako książę to przynajmniej rycerz, pozostawało mu zachowywać wobec starej kobiety i wieśniaków pewien dystans.
      — Lepszy mak niż bezsenność i koszmary — stwierdziła, drewnianą chochlą przelewając zawartość naczynia do glinianej czarki. Białawy płyn wypełnił ją po brzegi. — I zgodzisz się ze mną, gdy już powiem ci, czemu cię wezwałam.
      — Poradzę sobie z wilkiem i bez mikstur — odparł nieco lekceważąco, nawiązując do plotek rozprzestrzeniających się po okolicy od tygodnia siłą karczemnych na wpół przytomnych rozmów i pasterskiego bajania. Niektórzy sugerowali, by wystawić straż mogącą ochronić bydło przed kolejnym atakiem, inni proponowali posłać na zamek. Propozycja nie wzbudziła wiele entuzjazmu, pewnie wobec ciszy, którą otrzymywali w odpowiedzi na wcześniejsze prośby.
      — Rzecz w tym, że to nie wilk, chłopcze. — Wydawała się rozbawiona jego sugestią, choć z jej głosu wybrzmiewała też obawa i powiązana z nią powaga. — Znaleźliśmy ślady odbite w ziemi, a zresztą i stado wilków nie dokonałoby takich zniszczeń. Ostatniego wilkołaka widzieliśmy tu kilka lat temu, ludzie niepokoją się, że znów dojdzie do ataków. Będziesz potrzebował jasnej głowy.
      — Chcesz żebym go wytropił?
      — Nie, tym sama już się zajęłam. We wsi pojawił się przybysz, młody mężczyzna, handluje futrami. — W Lisim Polu nie było wielu przyjezdnych, a ci którzy przekraczali granicę wioski zaraz stawali się rozpoznawalni jako obcy. Nie dziwiło go, że ten szybko okazał się pierwszym podejrzanym, bardziej że babce udało się utrzymać prawdziwą naturę sprawcy w tajemnicy przez tych kilka dni. Chłopi miewali problem z trzymaniem języka za zębami, gdy na jego końcu czekały żmijowe pomioty, wiedźmy, wampirze pomioty i likantropy. — Jeśli można z nim dojść do porozumienia, jeśli bestia ma coś z człowieka, przyprowadzisz go do mnie. Jeśli nie, myślę, że byłoby z mojej strony rzeczą bardzo zuchwałą pouczać cię w sprawach oręża. Tylko nie pozwól tej twojej brawurze uderzyć do głowy i postaraj się nie zostać ugryzionym, odnoszę wrażenie, że i bez tego masz wystarczająco na własnych barkach.
      Włożyła mu czarkę w dłonie. Rano nie pamiętał, czy śnił tamtej nocy.

      Usuń
    3. Ociężałość opuszczała go powoli. Ruchem niezgrabnym uniósł się, stoczył z rozłożonej na słomie derki, przemglonym umysłem i na wpół wciąż śniącym wzrokiem ogarnął przestrzeń stodoły. Pierwsza trzeźwa myśl, która do niego przyszła, powiodła go do zleconego mu zadania i dotyczyła broni. Przygotowany zawczasu miałby pewnie ze sobą włócznię do polowań na dużą zwierzynę, wobec jej braku i pośpiechu pozostawały mu miecz i okrągła tarcza, a także spryt w wykorzystaniu silnej liny. Wraz z przebudzeniem powróciło i poczucie strachu, które nosił w sobie od czasu naznaczenia. Jak tępy ból w poobijanym ciele, zawsze czaiło się z tyłu umysłu, nie na tyle silne, by wywołać panikę, nie dosyć słabe, by mógł się od niego wyzwolić. Odliczał dni od ostatniego wybuchu, ostatniego razu, gdy dał sobą zapanować dzikiej magii. W jakiejś naiwności wciąż nie pozbył się całkiem nadziei, że kiedyś sam stanie w tej walce zwycięski. Tymczasem rozważając własną pozycję w nadchodzącym pojedynku, uznał, że najistotniejsze będzie odwiedzenie bestii od wsi i konsekwentnie się tego założenia trzymał.
      Przeświadczenie, że nie powinno go tam być pociągnął za sobą aż na rozdroże. Biegnący ku wschodowi gościniec wychodził ze wsi zakrętem i wijąc się w patchworku pól z łąkami, prowadził kolejnych kilka mil aż na zamek, gdzie łączył się z traktem wiodącym na południe aż do stolicy. Przy dobrej pogodzie ze wzgórz dało się dostrzec okrągłą kamienną wieżę wystającą ponad malujące się głęboką zielenią lasy. Jej dach błyszczał w słońcu miedzią, jak drogowskaz dla wędrowców. Większość podróżnych przybywała z tego kierunku, próbując dostać się do grafowskiej siedziby lub od niej zmierzając, Izarn spodziewał się jednak, że wilkołak zbliży się do wsi od lasu, skierował więc konia na wąską, nieutwardzoną drogę ku północy. Zwierzę posłusznie podążyło za rozkazem.
      Wrzosowiska ciągnęły się po obu stronach drogi, falując razem z pagórkami aż po linię drzew, wyznaczającą granicę leśnych ostępów. Cienista ściana dębów, brzóz, sosen i buków kryła gdzieś daleko w swoim wnętrzu granicę królestwa. Wpół drogi między zabudowaniami a puszczą – na tyle blisko, że wciąż widać było dachy Lisiego Pola, a na tyle daleko, że nikomu postronnemu nie mogła stać się krzywda – przystanął i zsiadł z konia. Kobyła zarżała cicho i przeciągle, spokojna jednak i przywykła do klekotu stalowego oręża. Oddalił się kilka kroków, wybrał drzewo, które miało posłużyć mu do zastawienia pułapki, ostatniej deski ratunku w obezwładnieniu przeciwnika. W oddali słychać było ptasie śpiewy i szum targanych wiatrem liści. Wkrótce dołączył do nich dźwięk kroków, szurania po kamienistym, suchym podłożu.
      Młody mężczyzna wychylił się z przydrożnych zarośli. Miał przy sobie pakunki, najpewniej pełne przeznaczonych na sprzedaż futer. Rycerz – w swoim mniemaniu słusznie – założył, że by mieć szansę wobec przewagi czystej brutalności, musi zaatakować nim człowiek zamieni się miejscami z bestią, a w wir walki wplączą się kły i pazury. Nie miał w końcu wiedzy, czy przeciwnik urodził się z drugą wilczą naturą, czy też została mu ona siłą wręczona przez nieszczęśliwe okoliczności.
      — To ciebie nazywają Ravenem?— krzyknął w stronę nieznajomego, przegradzając mu drogę. Odpowiedź wcale go nie interesowała, pamiętał dokładnie jak mężczyzna opisany został przez Torunn i mieszkańców wioski. W prawej dłoni, schowanej za ciałem i skierowaną ku wilkołakowi tarczą, ściskał naprędce skonstruowaną procę. Z wolna wykonał pierwszy obrót, potem kolejny z większą siłą i wyżej, aż włożony między splątaną linę kamień nabrał na dosyć pędu, by go wypuścić. Rozpędzony pocisk ze świstem pokonał powietrze.
      Korzystając z momentu dystrakcji rzucił się do przodu, wkładając w bieg i wciąż wystawioną ku przeciwnikowi tarczę całą buzującą w nim mieszankę brawury i strachu.

      Izarn

      Usuń
  3. Szum poruszonych wiatrem liści wypełniał powietrze. Trzęsąca się pod wpływem delikatnego podmuchu młoda osika rzucała krótki poszarpany cień, który kładł się na drodze rozgraniczając obu mężczyzn. Musiało wciąż być przed południem. Słońce nie zdołało jeszcze na dobre rozgrzać mas powietrza, napełniając go na nowo letnim skwarem. Jednak i bez tego Izarn mógł poczuć jak przybywa mu ciężaru na ramionach, jak pot wstępuje na przykryte metalem skronie, a duchota znajduje drogę do płuc. Przygotował się na trudy pojedynku, pozostawało mu przystąpić do dzieła.
    Zwolnił kroku. Utrzymując dystans, okrążył wilkołaka, cały czas z tarczą wysuniętą w jego stronę na ugiętej ręce, z podążającym za nią mieczem ułożonym w pozycji niezdecydowania, ni to ataku ni obrony.
    — Nie widzę przeszkód żebyśmy rozmawiali i z bronią — odparł rycerz śmiałym tonem, nie dając wiary obietnicom przeciwnika. Ciemnymi oczami śledził zza maski hełmu sylwetkę mężczyzny, oczekując podstępu i szukając oczywistych słabości postawy. Łuski jego zbroi błyszczące srebrem stali pobrzękiwały lekko, obijając się o siebie z każdym ruchem, układając się w zmyślnym zaczerpniętym z natury wzorze. — Narobiłeś wokół siebie niemało zamętu we wsi i okolicy. Nie uciekniesz od tego tak łatwo.
    Powierzchowny spokój i wyważona poza dobrze kryły towarzyszące mu napięcie, mieszankę zniecierpliwienia i obawy. Niepewność wzbierała w nim razem z ciekawością. Znał przedstawienia z rycin i iluminacji, czytywał historie o potwornych kreaturach i słuchał bajań podróżników z wnętrza kontynentu. Puszczona wolno wybujała wyobraźnia rysowała przed Izarnem figurę bestii. Jej nieludzką, wilczą twarz o niepokojących, nie w pełni zwierzęcych rysach. Jej ślepia głodne i skupione. Nigdy wcześniej nie toczył walki z wilkołakiem. Myśli uciekały ku chwilowej kruchej przewadze, ku zbroi i ostrzu miecza. Nie było jednak jego celem zabicie przeciwnika, nawet jeśli przez krótką chwilę wydawało mu się ono łatwiejszym wyjściem. Z tyłu głowy miał słowa starej Torunn i wszystkie książęce nauki. Mężczyzna zasługiwał na sprawiedliwy sąd, a wieśniacy bezpieczeństwo. Nie mając więcej czasu, związał obie te kwestie ze sobą najlepiej jak potrafił.
    Ścisnął mocniej uchwyt tarczy, podejmując decyzję. Potrzebował działać szybko, z dokładnością najlepszych strzelców.
    Nagłym szarpnięciem przeciął dzielący ich dystans, gwałtownie uderzył od boku. Spodziewany refleks oponenta wraz ze sztyletem odgrodzone zostały barierą z drewna i skóry. Krótki moment swobody nie poszedł zresztą na marne. Do impetu tarczy dołączyła zaraz i reszta ciała, gdy szybkim ruchem przechylił ciężar na stronę wilkołaka, mocnym pchnięciem odrzucając go do tyłu.
    Do głuchego łoskotu drewna dołączył brzdęk wytrąconego sztyletu opadającego na kamienie.
    — Poddaj się, a będziesz miał możliwość dojścia swoich praw przed starszyzną — oznajmił, zbliżając się ze zwieszonym nisko mieczem, tarczą przesłaniającą lewy bok. — Wysłuchają cię i osądzą za atak na pasterzy i ich zwierzęta.
    Wyniósł ze swych lat jako giermek wiele cennych lekcji – w pohamowaniu i roztropności. Pan de Conilh nie był wielkim rycerzem, głodnym chwały i zasług. Swoim spokojem równoważył gorączkowość chłopca, niecierpliwe myśli gnające wciąż do przodu. Pewnie wytknąłby rycerzowi nierozważność, zbyt szybkie uznanie własnego zwycięstwa. Myśl o nim przywołała natarczywą refleksję wciąż przebijającą się do świadomości z przekonaniem, że nie pochwalałby wybranej przez Izarna ścieżki, ucieczki od starego życia i obowiązku ku roli samozwańczego obrońcy chłopstwa.

    Izarn

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Nie mam serca, by tak trzymać i trzymać w niepewności! I to nie los podkłada kłody pod nogi, a – zupełnie standardowo – autorka, która przy pisaniu nie może odmówić swoim postaciom odrobiny tragedii. Zresztą, przygania kocioł garnkowi – Raven, z tego co dane mi wyczytać, też łatwo w życiu nie ma!
    A ja, tak jak wspomniałam na Discordzie, chętnie dam Hannę porwać na przygodę. Konkrety dogadamy sobie w wiadomościach, zresztą, już je dogadujemy i nie mogę się doczekać, co z tego nam wyniknie! <3
    Dziękuję za powitanie, dziękuję także za pochwałę kodu, bo kod był sklejany na oko, ślinę i srebrną taśmę klejącą, zresztą, gdy wrzucałeś wczoraj komentarz, wprowadzałam jeszcze poprawki dla innych przeglądarek hahah (i prawdopodobnie nie były to poprawki ostatnie, bo jak zawsze, tuż po opublikowaniu, wychodzi szydło z worka). ]

    Hanna Wzgardzona

    OdpowiedzUsuń
  5. [Wpadam tu spóźniona, chociaż kartę czytałam dużo wcześniej. Wilkołak wydaje mi się taki sympatyczny :)
    Jak rozumiem on wędruje z miejsca na miejsce. Jest szansa, żeby nasze postacie gdzieś się spotkały?]

    Aereen

    OdpowiedzUsuń
  6. [Nie musi być to pierwsza interakcja. Aereen jest w fizycznym świecie trochę ponad rok, ale właściwie praktycznie od początku jest w różne rzeczy wplątana, bo człowiek, z którym pracuje, zbiera różne magiczne przedmioty w szemranych okolicznościach. Mogli się przez to kiedyś spotkać.]

    Aereen

    OdpowiedzUsuń