.
Napis
królewska tablica ogłoszeń
21.09.1832 r. – Verton
RADA DWUNASTU OGŁASZA ZWIĘKSZENIE PODATKÓW
Od przyszłego miesiąca wzrośnie podatek uiszczany przez mieszkańców królestwa: dla mieszkańców Verton będzie wynosił on osiem złotych koron miesięcznie (właściciele kamienic i lokali usługowych) lub dziewięć srebrników miesięcznie (mieszkańcy uboższych dzielnic miasta). Dla mieszkańców Białego Portu będzie wynosił jedenaście złotych koron miesięcznie (właściciele kamienic i lokali usługowych) lub trzy korony miesięcznie (mieszkańcy uboższych dzielnic miasta). Właściciele ziemscy będą opłacać podatek w wysokości trzynastu złotych koron miesięcznie.

21.09.1832 r. – Verton
TAJEMNICZE SYMBOLE NA MURACH W VERTON
W ostatnim tygodniu mieszkańcy stolicy zauważyli dziwne symbole pojawiające się na murach w różnych miejscach w Verton. Symbole malowane są białą farbą, a znaczenie symboli pozostaje nieznane. Wśród mieszkańców miasta krążą plotki o powstającej sekcie Starych Bogów. Niepokój podsyca fakt, że w ostatnim czasie zaginęło dwóch prominentnych mieszkańców Verton.

21.09.1832 r. – Verton
DORCATH DEATHSCAR NADAL NA WOLNOŚCI
Morderca i nekromanta, Dorcath Deathscar wciąż pozostaje nieuchwytny. Rysopis poszukiwanego: mroczny elf o długich, białych włosach, czerwonych oczach i średnim wzroście. Cechą charakterystyczną jest przycięte prawe ucho. Wszystkich mieszkańców Verton i Białego Portu prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności, a także poinformowanie Straży Miejskiej o wszelkich podejrzeniach, gdzie zbieg może przebywać. Nagroda za wskazanie miejsca pobytu Deathscara: 300 złotych koron. Dostarczenie zbiega Straży Miejskiej: 800 złotych koron.
zamknij

dive into the ocean

niedziela, 23 lipca 2023


Belladonna
you can't turn me into seafoam. give up my voice? crazy
Perlisty śmiech słychać nawet z oddali, nim zdołasz ujrzeć drobną sylwetkę właścicielki głosu hipnotyzującego tłumy. Ktoś gwiźdże zachęcająco w stronę artystów, inny podnosi się i prosi do tańca dziewkę siedzącą nieopodal, dostrzegając w tym swoją szansę na udane zaloty. „To ona, Belladonna od Trefnisiów”, szepcze towarzysz niedoli do twojego ucha i wskazuje na blondyneczkę z lutnią. Smukłe palce skaczą po strunach, szarpiąc za nie niemal czule, a pierś unosi się, gdy nabiera wdechu. Znasz tę balladę od dawna i czujesz jakbyś przeżywał zachwyt nad nią pierwszy raz. Chłód trzaskającego na zewnątrz mrozu nie zdołał jeszcze na dobre odejść, a twoje serce bije z całą swoją siłą i rozgrzewa ciało. Chcesz się śmiać, chociaż jeszcze chwilę temu tęsknota za żoną i dziećmi daleko stąd przygniatała duszę.

Wtem zrywasz się wraz z końcem śpiewu, klaszczesz i wołasz o więcej z innymi. Zmęczone zabawianiem wędrowców dziewczę przyjmuje napiwki rzucane do kapelusza, kłania się i dziękuje po stokroć. Niektórzy idą za nią, chwytają falbany sukni i próbują ją zatrzymać. Dziesiątki komplementów zlewają się w jedno, a młodziutka artystka rozgląda się po twarzach ludzi otaczających ją z zafascynowaniem. Jeden z mężczyzn towarzyszących jej odciąga minstrelkę, odpycha adoratorów stanowczo, by poprowadzić ją ku sypialniom. W tym dostrzegasz swoją szansę, w końcu jesteś sprytniejszy niż tamte osły. Podążasz za nią i łapiesz w drzwiach, zaślepiony zupełnie chwytasz w wąskiej talii. Wszystko to, co jeszcze przed chwilą trapiło głowę, odpływa w dal, bo wreszcie widzisz porcelanowe lico z bliska. Chcesz poprosić o uwagę, o dosłownie chwilę, jednego całusa w policzek, gdy wybucha szyderczym chichotem. Zbity z tropu nie zauważasz nawet momentu, w którym umyka ci do swojej sypialni; dopiero wtedy czar traci swoją moc.

Och, Bello! gdybyś tylko zechciała zostać przy moim boku.
dwudziestojednoletnia aktorka w wędrującej trupie teatralnej „Trefnisie” · syrena, w swojej prawdziwej formie posiada ogon w barwie turkusu · pochodząca z Białego Portu, większość swojego życia ukrywająca się w ludzkiej formie · amulet w formie sygnetu z akwamarynem spoczywający na lewej dłoni · zazwyczaj minstrelka z lutnią, aktorka, okazjonalnie krętaczka i kanciarka
—Hakrabi

wizerunek: Léa Seydoux | mail: idol.of.the.day@gmail.com
Zachęcamy do zajrzenia w zakładkę z powiązaniami, mamy parę rzeczy do oddania. Bella jest artystką, zdecydowanie nie jest najbardziej skromna na świecie, ale za to bardzo lubi być w centrum zainteresowania! Zapraszamy do wątków ♥

6 komentarzy:

  1. [cześć ;)
    Karta wyszła bardzo nastrojowa i fajnie się ją czytało Isa z chęcią posłuchałaby przy najbliższej jak ta gra. Więc jak coś to zapraszamy w nasze skromne progi.
    A tak to dużo wąteczków i dobrej zabawy!]

    Isaris

    OdpowiedzUsuń
  2. [Odkąd zobaczyłam i przeczytałam kartę, pragnę wątku! Chętnie wpakowałabym Reya i Belladonnę w jakieś tarapaty, jeśli też masz chęć :3]

    Reykur

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jeszcze nie mam kapejki, ale już przyszłam się przywitać! Muzyka to jednak osobna kategoria magii, zawsze mnie ciekawi, jak jedna rzecz potrafi połączyć tyle ludzi na raz. Doskonale znam ten ulotny moment, gdy dawny utwór rozbrzmiewa na nowo i zaczynasz delektować się nim w zupełnie innych barwach, bardzo rześki, plastyczny opis. Widzę, że Bella ma niesamowity dar, a wśród Trefnisiów błyszczy jak najpiękniejsza gwiazda. Bastian zbytnio muzykalny nie jest, ale będziemy się z nim pilnie przyglądać muzycznej karierze naszej nowo ulubionej artystyki, oby zawsze trafiała na dobre karty, nawet jeżeli znaczone. ;D]

    Przyszły Bastian

    OdpowiedzUsuń
  4. Chociaż jego przyjacielem i pracodawcą był nadpobudliwy tiefling, w dodatku właściciel burdelu, w którym Rey mieszkał i trzymał nad nim pieczę, to jednak zdecydowanie nie można było określić smoka jako duszy towarzystwa. Cierpliwy: owszem, o czym sam Altair i pracujące w zamtuzie dziewczyny mieli okazję się wielokrotnie przekonać, bezwzględny: jeszcze jak, gdy wymagała tego sytuacja. Był dobrym towarzyszem do kieliszka: raczej tym słuchającym, ponieważ usta wolał zająć wlewaniem do nich trunku niż zbędną paplaniną. I teraz, w ten zimny jak dupa żywiołaka lodu wieczór, dałby wiele za odrobinę gorzałki. Za towarzystwo niekoniecznie.
    W jakimś sensie odpoczywał podczas drogi powrotnej do Verton. Z premedytacją wybrał mniej uczęszczany przez kupców szlak, by znów nie wplątać się w jakieś gówno. Nadkładał trochę drogi, co Altair pewnie będzie mu wypominał przez najbliższy miesiąc, jednak z dwojga złego lepiej znany diabeł niż obcy mag, który ględził i nudził, najwyraźniej niezrażony tym, że Rey wcale nie ma ochoty słuchać opowieści na temat zmiennej natury czegośtam w środowisku tu padło wiele niezrozumiałych słów, co reasumując prowadziło do wniosków, że tecośtam ma okres godowy na przełomie października i listopada. Mag wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego, a znudzenie na twarzy smoka w żaden sposób mu nie przeszkadzało. Co więcej, wydawał się bardzo niepocieszony, gdy Reykur uznał, że na tym rozdrożu to on już musi w prawo, chociaż jak okiem sięgnąć, na tej trasie nie sposób było znaleźć żadnej siedziby ludzkiej czy karczmy.
    No dobrze. Uciekł. Wykorzystał pierwszą nadarzająca się okazję i spierdolił jak pies z podkulonym ogonem. Ale przecież o tym akurat nikt nie musiał wiedzieć.
    Czy wędrowanie teraz krętymi ścieżkami przez las, w zimnie i z wyraźnie kończącym się zapasem Gwiezdnego Pyłu było lepsze? Cóż, na pewno upierałby się, że tak. Wszystko było lepsze niż towarzystwo tego cholernego maga.
    A przynajmniej tak mu się w tamtej chwili wydawało.
    Niebo szarzało, a pod gęstymi koronami drzew było jeszcze ciemniej. Powinien znaleźć jakieś dobre miejsce do przenocowania, żeby nie zabłądzić w lesie po ciemku. Miał nadzieję, że na drugi dzień znajdzie jakąś cywilizację, a przynajmniej jakiegoś zabłąkanego dobrodzieja, który sprzeda mu działkę lub dwie. Już powoli zaczynały trząść mu się ręce, a ból w klatce piersiowej się nasilał. Wiedział, że będzie tylko gorzej.
    A trzeba było iść z magiem…
    Nie uszedł dużo dalej, gdy przez pnie drzew przebił się blask ognia z ogniska. Chwilę później usłyszał muzykę, śpiew i głośny śmiech. Przez chwilę miał wrażenie, że tylko mu się to wydaje. Potem rozważał, czy to nie jakaś pułapka na takich skończonych kretynów jak on. Może uszedł dużo dalej niż mu się wydawało i faktycznie trafił na jakąś cywilizację?
    Chwilę później, wciąż skryty w cieniu drzew, stanął na skraju polany. Na samym jej środku stał wóz, dostrzegł kilka ognisk, a także muzyków, co wyjaśniałoby… no cóż, muzykę. Barwne postaci robiły mnóstwo hałasu, zabawiając oczarowanych wieśniaków, którzy najwyraźniej przyszli tu, zwabieni podobnie jak on. Znakiem tego, gdzieś tu niedaleko musiała być jakaś wioska.
    Obserwował przez chwilę całą scenerię z ukrycia. Rozważając wszelkie za i przeciw, zrobił w końcu krok, a później następny, aż w końcu znalazł się w kręgu światła. Przeszył go dreszcz, gdy zmarznięte kości poczuły ciepło ognisk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamierzał wmieszać się nieco w tłum, rozejrzeć się. Na takich spędach zwykle był ktoś, kto oferował innym umilenie zabawy. Może uda mu się nawet załapać na ciepły posiłek i jakiś kąt do spania? Ze swoją gębą nie liczył na wiele. Nie wzbudzał raczej zaufania, zwłaszcza wśród wieśniaków. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, aby przynajmniej spróbować. Dłonie schował do kieszeni, z dala od rękojeści miecza, aby sprawiać raczej niegroźne wrażenie. Wszedł między rozbawionych wieśniaków i zatrzymał się na chwilę, gdy do jego uszu dotarł dziewczęcy, melodyjny głos. Trochę wbrew sobie odwrócił głowę w tamtym kierunku, aby odnaleźć spojrzeniem śpiewaczkę. Dziwne. Miał wrażenie, że jego dłonie już nie drżały, a pragnienie naćpania się zeszło gdzieś na dalszy plan.

      Reykur

      Usuń
  5. Jako właściciel „Arkadii” Altair mnóstwo czasu poświęcał na prowadzenie zamtuza. Gdyby nie nawiązywanie umów handlowych i dbanie o najdrobniejsze szczegóły, biznes nie kręciłby się tak dobrze. Czasy były ciężkie, ale smykałka do interesów pomogła się mu dobrze ustawić. Pomyśleć, że jeszcze dekadę temu to on obsługiwał klientów, a to miejsce, obecnie opływające w luksusy, przypominało bardziej zapuszczoną norę. Musiał włożyć sporo pracy, by poprawić warunki i rozreklamować dom uciech wśród zamożnej klienteli.
    Większość klientów stanowili mężczyźni, choć oczywiście kobiety również się zdarzały. Zazwyczaj były znudzonymi żonami, które nie były zadowolone z łóżkowych umiejętności mężów lub wdowami. Zwykle ich wiek przekraczał czterdziestkę, ale nie dało się tego ocenić na pierwszy rzut oka. Brak ciężkiej pracy nie odbijał się zmarszczkami na ich twarzach ani odciskami na wypielęgnowanych dłoniach.
    Aktualnie zamtuz pękał w szwach. Altair słyszał jak piętro niżej toczyły się rozmowy, ktoś się perliście śmiał, ktoś inny zamawiał drogi alkohol, ktoś zamawiał pokój… Bale maskowe przyciągały tłumy ludzi, którzy pod przykrywką czuli się anonimowi i mogli spełniać swoje najdziksze fantazje i żądze. Przy okazji, były bardzo dochodowe, co Altair szybko zauważył i zaczął wykorzystywać.
    Kiedy uporał się z papierkową robotą związaną z zamówieniami na trunki i jadło, postanowił, że musi się wykąpać. Uwielbiał brać gorące kąpiele, nawet jeśli zwykle na długo nie maskowały one naturalnego zapachu popiołu i siarki, jaki wokół siebie roztaczał. Podgrzał wodę w balii, używając do tego magicznej sztuczki, po czym wszedł do środka. Wbrew stereotypom, mężczyzna lubił używać pachnących kosmetyków, toteż nie szczędził mydła ani wonnych olejków.
    Właśnie miał kończyć kąpiel, gdy usłyszał zgrzyt naciskanej klamki. Obrócił się, zerkając przez ramię w stronę drzwi. Spodziewał zobaczyć w niej postawną sylwetkę swojego ochroniarza. Jakże się zdziwił na widok drobnej blondyneczki! Nie spodziewał się żadnych gości, nie miał umówionych spotkań. Doszedł więc do wniosku, że młoda kobieta trafiła do przestronnie urządzonej łazienki kompletnie przypadkowo i niezamierzenie.
    — Zgubiła się panienka? — zapytał.
    Wstał z bali i wyszedł na niedbale rzucony na posadzkę ręcznik, nie krępując się własną nagością. Praca w zamtuzie sprawiła, że dawno pozbył się poczucia wstydu. Nie przeszkadzało mu to, że nieznajoma może mu się przyglądać. Zapewne skoro znalazła się w „Arkadii”, takie widoki nie były jej obce ani gorszące. Poza tym, Altair nie miał powodów do wstydu. Ciało tieflinga było gładkie, pozbawione szpecących blizn czy innych defektów. Na torsie, bicepsach i udach widoczny był zarys mięśni. Karminowy odcień skóry tieflinga podkreślał je.
    Mężczyzna sięgnął po szlafrok i założył go na siebie.
    — Wskazać drogę do wyjścia lub do baru? — zaproponował. Poruszył smukłym ogonem zakończonym charakterystyczną strzałką, oczekując odpowiedzi.

    Altair 😈

    OdpowiedzUsuń